wtorek, 29 lipca 2014

Lipcowe nowości kosmetyczne

Praktycznie lipiec dobiega końca więc przedstawiam Wam produkty, które zakupiłam w tym miesiącu. Zdecydowanie jest ich mniej niż w czerwcowych zachciewajkach, ale starałam się kupić kosmetyki, które faktycznie są mi potrzebne. 

Kiedy w DM widzę limitowaną edycję żeli pod prysznic po prostu nie mogę się oprzeć. Co prawda w domowych zapasach posiadam jeszcze jeden ale same wiecie jak to jest - od przybytku głowa nie boli ;) Koszt żelu to 0,55 euro. Kolejną rzeczą jaką kupiłam do pielęgnacji ciała jest żel do golenia Satin Care - koszt około 2,29 euro. Chciałam go wypróbować bo był zachwalany przez inne dziewczyny, ale ja szczerze nie widzę żadnej różnicy między tym żelem a np z Isany. Więc skończę to opakowanie i przerzucę się na tańszą wersję ;) 


Jeśli moje włosy są krótkie nie używam odżywek. Jedynie odżywki w sprayu, bo one nie obciążają mi włosów. Ale kiedy długość sięga już po ramiona, a końcówki potrzebują odpowiedniego nawilżenia sięgam po odżywki do spłukiwania. Wybór padł na odżywkę dodającą objętość firmy Guhl. Mam chęć na wypróbowanie szamponów ten marki ale w zapasie kilka buteleczek jeszcze mam. Co do odżywki to sprawuję się dobrze, ale niestety obciąża mi włosy. Ja mam z tym bardzo duży problem więc nie przekreślam jej. Po prostu jeśli rano wstanę, moje włosy do niczego się już nie nadają. Ale tego samego dnia wyglądają na zdrowe. Ja nie wierze, że odżywka doda moim włosom objętości i faktycznie - nie dodaje ;) Cena w DM 2,75 euro.

Do pielęgnacji twarzy w aptece zaopatrzyłam się w moje pierwsze opakowanie Effeclar Duo [+].  Zapłaciłam 15,90 euro. Wiem, że w Polsce na niego są często promocje, ale ja go potrzebowałam na już. Pompka z kremu Pharmaceris dawała już znać, że krem się już kończy ( a używam go jeszcze do dziś ;)) więc kupiłam sobie krem z AOK. Mam już żel i tonik z tej serii i zobaczymy jak sprawdzi się krem. Koszt to 2,95 euro w DM. 


Ostatnią rzeczą jaką kupiłam był lakier do paznokci Essie. Uwielbiam takie kolory na paznokciach, a lakier Essie chciałam mieć już od dawna. Cena w DM 7, 95 euro.


A Wam udało się coś fajnego upolować?

Pozdrawiam!

sobota, 26 lipca 2014

Wellness & Beauty - lotion do rąk godny polecenia

Lubię zaglądać na blogi kosmetyczne. Nawet często się zdarza, że po włączeniu laptopa najpierw odwiedzam ulubione blogi, natomiast później zaglądam na swój ;) I tak się stało, że właśnie na jednym z nim pojawiłam się bardzo pozytywna recenzja lotionu do rąk z mleczkiem migdałowym i ekstraktem z bambusa. Mimo, że miałam już produkty do pielęgnacji rąk ta recenzja sprawiła, że zakupiłam kosmetyk. I jak się cieszę, że stałam się jego posiadaczką. 

Produkt zamknięty w dość miękkim opakowaniu z pompką. Jest to pierwszy krem w takim wydaniu. Pompka jest idealna. Jedno naciśnięcie, aplikacja i gotowe. Opakowanie jest przezroczyste co uwielbiam, dlatego że mamy możliwość zobaczenia ile produktu nam zostało. Lotion ma bardzo przyjemny zapach lecz trochę intensywny. Dosyć słodki ale mi miłośniczce słodyczy w ogóle to nie przeszkadza ;) Konsystencja biała, lekka. Fajnie się rozprowadza. W upalne dni sprawuje się super. Nie pozostawia tłustego filmu. Szybko się wchłania pozostawiając skórę nawilżoną i gładka. Szybko możemy wrócić do swoich spraw bez stresu, że coś wytłuścimy. Jeśli użyję tego kosmetyku i nie myję już rąk bo powiedzmy jestem na dworze, efekt nawilżenia utrzymuje się dość długo. Co dla mnie jest ogromnym plusem przy moich przesuszonych dłoniach. Po użyciu lotionu wyglądają na zdrowe ;) Używam go od paru tygodni i zostało mi go jeszcze dość sporo. Więc produkt uważam za bardzo wydajny. Tym bardziej, że dzięki pompce możemy dozować wystarczającą ilość na nasze dłonie. 



Dla mnie to idealny kosmetyk do codziennego użytku. Już po kilku aplikacjach stał się ulubieńcem wśród kosmetyków do pielęgnacji dłoni. Opakowanie zawiera 250 ml produktu! Więc dość spora buteleczka. Koszt 4-5 euro. 

Aktualnie kuszą mnie inne produktu z Wellness & Beauty ale najpierw trzeba zużyć zapasy ;) 

Udanego weekendu!

wtorek, 22 lipca 2014

Loreal True Match - czy podołał moim oczekiwaniom?

Jak wiadomo, kobieta czasem ma swoje niewytłumaczalne zachcianki. Po prostu ma na to ochotę i koniec! I tak samo ja miałam ochotę na wypróbowanie czegoś innego i kiedy skończyło się moje opakowanie Pharmaceris F moja recenzja udałam się do drogerii. Oczywiście zrobiłam wcześniejszy wywiad środowiskowy w internecie. Czego wymagałam od zastępcy? Przede wszystkim odpowiedniego krycia i aby był dość lekki. Wybór padł na podkład od Loreal True Match. Czy podołał moim zachciankom?


Jestem wielką fanką opakowań czegokolwiek z pompką, chociaż wiadomo, że nie wydostaniemy całego produktu na zewnątrz ;) Szklana, elegancka buteleczka. No właśnie - szklana. Mam złe doświadczenia z podkładami w szklanych opakowaniach, ale ten na razie (odpukać) się trzyma ;) Jest wykonana z dość grubego szkła i wydaję mi się, że dzięki temu buteleczka jest dosyć ciężka. Trochę tandetne jest też wykończenie, a właściwie pompka. Jest tandetnie srebrna i widać na niej każdy brud. Wiem, że to jest takie moje widzi mi się, ale w końcu przestałam to wycierać po każdym użyciu. 

Jak wiemy - nie oceniamy kosmetyku po opakowaniu. Zdecydowanie najważniejsza jest zawartość i działanie. Konsystencja lekka - o taką właśnie mi chodziło. Był to podkład kupiony z myślą o wiośnie i lecie i tu sprawdza się ok, chociaż przy wielkich upałach szybko się błyszczę, i bez pudru ani rusz. No właśnie, to on w upały się w ogóle u mnie nie sprawdził. Spływał i taki dziwny się robić na twarzy ale chyba nie ma się co dziwić jak ostatnio u mnie temperatury sięgają 35 stopni ;) Jeśli nie stosowałam, żadnego kremu nawilżającego, podkład był trochę za suchy. Ale odpowiedni krem i wszystko da się naprawić. Wracając jeszcze do konsystencji to jest bardzo lejący. Zawsze aplikuję podkład na dłoń a później pędzelkiem rozprowadzam na twarz, ale przy tym podkładzie zajmuję to trochę więcej czasu ponieważ muszę aplikować mniejszą ilość. Po prostu podkład spływa z dłoni. Produkt lubi podkreślać suche skórki i dość nie fajnie wygląda na nosie. Wygląda tak, jakby to był sypki puder i sypnęła go sobie na nos. Wcześniej myślałam, że źle go rozprowadzam ale wiele z dziewczyn pisało o takim problemie. Nakładam go  trochę mniej na nos i zdecydowanie lepiej to wygląda. Czy podkład dobrze kryje? Zdecydowane nie. Bez korektora ani rusz A podkreślam, że nie mam większych problemów z cerą. Jedynie od czasu do czasu jakieś czerwone wypryski, ale nawet jak moja cera jest w miarę to zdecydowanie nie kryję tak jak oczekiwałam.


Podsumowując - dla mnie zdecydowanie nie! Skończę to opakowanie, ale trochę to potrwa przy moich weekendowych makijażach ;) Tym bardziej, że produkt nie należy do tanich. Ja go kupiłam w zwykłym sklepie drogeryjnym za około 50 zł Wiem, że często na ten podkład są promocje ale mimo tego już na niego się nie skuszę. 

Mimo, że podkład Loreal True Match jest zachwalany w internecie dla mnie okazał się bublem.

A Wy trafiacie czasem na buble mimo rekomendacji znajomych, bądź opiniom internautek?

Miłego tygodnia!

niedziela, 20 lipca 2014

Bodylotion Neutrogena - idealna emulsja na lato

Jakiś czas temu do mojego koszyka na zakupy coraz częściej wpadały zapachowe masła do ciała. Skóra po nich była nawilżona, gładka ale bez większego wow ;) Najlepszym masłem jakie do tej pory używałam było masło kakaowe od Balea klik. Jednak kiedy zbliżało się lato chciałam kupić zwykły balsam o zwykłym zapachu. Będąc w DM sięgnęłam po Neutrogena Formuła Norweska - Bodylotion do skóry suchej. 

Opakowanie posiada pompkę, co ułatwia aplikację. Konsystencja lekka, dlatego uważam, że balsam idealnie nadaje się na słoneczne, ciepłe dni. Kiedy były upały i używałam innych balsamów czułam, że po prostu ze mnie spływają. Najczęściej to było pod kolanami, kiedy siedziałam lub w okolicach łokci. Przy tym balsamie nic takiego się nie dzieje. Po aplikacji wchłania się szybko, pozostawia lekki tłusty filmu. Skóra jest nawilżona, gładka, przyjemna w dotyku. Jest lekko świecąca ale dzięki temu moja skóra wygląda na zdrową i zadbaną ;) Mi ten efekt odpowiada ;) Co do zapachu to dla mnie jest wyczuwalny, ale neutralny. Miałam już trochę dość zapachowych balsamów. Więc zapach Neutrogeny jest dla mnie idealny ;) Używam go ponad miesiąc i została jeszcze dosyć spora ilość produktu. Emulsja idealnie nadaje się na aplikację po depilacji. Niektóre z Was wiedzą, że mam problem ze skórą po goleniu. Ten balsam uspokaja moją skórę, szybciej znikają zaczerwienienia. 


Jest to jeden z lepszych balsamów jaki używałam, na pewno będę do niego wracać z przyjemnością. Za 400 ml balsamu zapłaciłam 3,95 euro w DM.Jest to pierwszy balsam od Neutrogeny, który używałam. Wcześniej stosowałam kremy do rąk i na razie firma spisuje się na medal w pielęgnacji mojej skóry.

Miłej niedzieli!


poniedziałek, 14 lipca 2014

Ładowanie baterii czyli weekendowe przyjemności kosmetyczne i nie tylko!

Weekend za nami. U mnie pogoda kapryśna - ciepło lecz pochmurnie i deszczowo. Dlatego wolny czas spędziłam przede wszystkim w domu. Weekend lubię poświęcać na sprzątanie, zakupy czy załatwienie spraw, które nie udało mi się załatwić w tygodniu. Ale to nie jest czas, który poświęcam jedynie obowiązkom. Ważny jest również odpoczynek. Więc to był czas dla ciała i ducha :)


Ostatnio moja cera płata mi figle. Zrobiła się dosyć kapryśna po antybiotykach. Chciałam pozbyć się zaskórniaków i poddałam się leczeniu. Niestety na dwa antybiotyki moja cera zareagowała koszmarnie. Po jednym miałam wysyp konkretny już po przyjęciu kilku tabletek, drugi sprawdził się trochę lepiej. Ale znowu moja twarz zasypana jest grudkami i dodatkowo powstało mi wiele czerwonych wyprysków. W sobotę wstąpiłam do apteki i zaopatrzyłam się w moje pierwsze opakowanie Effeclar Duo [+]. Wiele się naczytałam, naoglądałam o tym preparacie i zawsze chciałam go wypróbować. W końcu nadszedł czas. Po wieczornym peelingu nałożyłam maseczkę Anti-pickel od firmy Scheabens następnie nałożyłam Effeclar Duo Plus. W niedzielę, na wieczór znowu nałożyłam krem i pod dwóch nocach moja cera się uspokoiła. Przesuszyło mi czerwone wypryski i są o wiele jaśniejsze! Niektóre mniejsze całkowicie zniknęły. Będę stosować ten preparat przez kilka nocy i mam nadzieje, że moja twarz w miarę wróci do normalności. Zawsze z przyjściem weekendu maluję paznokcie. Wybór padł na nowy lakier od Catrice. Lubię go używać dzięki pędzelkowi a czerwień to mój ulubiony kolor na paznokciach. Mój nowy krem do rąk stał się ulubieńcem. Jako, że to jest lotion - preparat jest lekki i szybko się wchłania. Idealny przy domowych obowiązkach. Jedna pompka, ręce nawilżone i dalej można zajmować się swoimi sprawami bez obawy, że coś "wytłuścimy". Dostępny w Rossmannie za 4-5 euro.


Ostatnio czyli jakieś dwa miesiące temu zaczęłam czytać książkę Nicholasa Sparksa. Niestety późniejszy czas nie był dla mnie łaskawy i książka musiała wrócić na półkę. Czeka dalej na swoją kolej :) Uwielbiam książki Nicholasa - jest jednym z moich ulubionych autorów. Mam jego wszystkie książki, które do tej pory ukazały się w Polsce. Nawet tą ostatnią "Najdłuższa podróż" zamówiłam na allegro przed premierą :) jest już w domku i czeka na mnie aż przyjadę :) Jednak sięgając po jego książki muszę czuć to "coś". Muszę po prostu mieć ochotę na lekką książkę o miłości. Teraz jednak sięgnęłam po Cobena, którego książki zawsze mnie fascynują i mam ochotę je pochłonąć w jeden dzień :) Pełne napięcia i zaciekawienia. Aktualnie przybywa pozycji Cobena na moich książkowych półkach. Wiem jedno - w moim domu musi znaleźć się miejsce na moje książkowe zbiory, a nie ukrywam, że robi się już pokaźna kolekcja :) Lubię książki czytać jak i je posiadać. W Niemczech mam trzy książki Cobena - jednak wybrałam "Mistyfikację". Zwróćcie uwagę na pierwsze zdanie. Mnie urzekło! Coś do picia? Oczywiście mięta! Pod każdą postacią. W słoiczku mam suszoną miętę i piję ją w lecie na zimno i w chłodniejsze dni na ciepło. W kubku mięta z dodatkiem miodu i cytryny - moje ulubione połączenie. Czekoladki miętowe After Eight. Muszę pozbyć się słodyczy z mojego jadłospisu i postanowiłam zakończyć to czymś co uwielbiam :)


Ale jak pozbyć się słodyczy, kiedy w rodzinnym domu zawsze w sobotę unosi się zapach pieczonego ciasta a w okresie Świąt Bożego Narodzenia jest więcej ciast niż potraw na stole :)

A Wam jak minął weekend?

Pozdrawiam!

sobota, 12 lipca 2014

Wrastające włoski po depilacji, krostki, blizny - jak sobie radzić?

Sama jakiś czas temu przeszukiwałam internet z nadzieją odkrycia złotego środka na problemy ze skórą po depilacji. Z jednymi już sobie poradziłam a z innymi niestety dalej walczę. Chcę Wam przedstawić moją historię jak i preparaty, które pomagają mi w walce. Jednak jeśli macie problem z wrastającymi włoskami, krostkami, ropnymi pryszczami udajcie się do dermatologa. Ja jedynie przedstawię Wam kosmetyki, maści i metody dbania o depilowane miejsca które mi pomagają. Każda skóra jest inna - pamiętajmy o tym. Chociaż mam nadzieję, że pomogę Wam chodź trochę z Waszymi problemami. Ja mam problem tylko z łydkami, bo tylko tam używałam depilatora i na tym miejscu ciała się skupię.


Ale od początku:
To chyba był kwiecień 2013 rok kiedy zakupiłam swój pierwszy depilator. Wcześniej używałam tylko maszynek jednorazowych. Jaka byłam szczęśliwa, że nie będę się goliła już codziennie! Będę miała piękne, gładkie i zdrowe nogi! Mój zachwyt trwał może do drugiego użycia, kiedy po nim wyskoczyły mi białe ropne krosty! Mimo, że czyściłam depilator i go dezynfekowałam. Ja jestem typowym dłubaczem i jeśli da się coś wycisnąć ja to zrobię! I robiłam, po każdej depilacji, paznokciem drapałam, wyciskałam. Po trzecim czy czwartym razie powiedziałam stop! Bo nie dość, że ropne pryszcze nie znikały (mimo dalszej dezynfekcji depilatora) to pojawiały się wrastające włoski! I ciągle w mojej głowie - "nie na darmo wydałam pieniądze na depilator i dalej go będę używać". I używałam, aż w mojej głowie pojawił się pomysł przy cotygodniowych zakupach. Przemierzając kosmetyczne półki w Lidlu wrzuciłam do koszyka wodę po goleniu dla mężczyzn. I to był strzał w dziesiątkę! Po każdej depilacji pierwsze co robiłam to dezynfekowałam nogi. Nalewałam na płatek kosmetyczny wodę po goleniu - dość dużą ilość - i przemywałam nogi. Powoli, starannie. Problem z ropnymi krostkami rozwiązany :) Metodę tę stosuję do dziś. Za każdym razem dezynfekuję i depilator i nogi.

Na problem z wrastącymi włoskami na tamten czas nic nie znalazłam. Depilowałam nogi, dezynfekowałam, nawilżałam i robiłam regularne peelingi. Kiedy przyjechałam na urlop do Polski moja kosmetyczka poleciłam mi Rombalsam z 30 % mocznikiem dostępny w aptece za około 16 zł. Kupiłam, smarowałam i nic. Zmiękczać - zmiękczał, nawilżał ale nic więcej. Włosy jak siedziały tak siedziały. Udaliśmy się na urlop do Nałęczowa i kiedy tam moczyłam się w basenach moja skóra się zmiękczała i wychodziły włoski - same! Jeden miał nawet około 4 cm! Niestety wszystkie nie wyszły - i kiedy znów wróciłam do Niemiec zakupiłam nowszy depilator Braun Silk Epil 7. Mimo moich problemów nie chciałam wracać do tradycyjnego depilowania i pomyślałam, że depilator nowszy, droższy, z możliwością depilacji pod wodą to będzie rozwiązanie. Niestety, zaczęłam dłubać igłą, wyrywać pęsetą i już nie miałam niewinnych krostek tylko rany! Które sama sobie robiłam. W paczce z Polski przyszedł mi Folisan i Pilarix - recenzowałam je tutaj. W tamtym czasie byłam bardzo zadowolona z Folisanu i dalej jestem, natomiast Pilarix nie przypadł mi do gustu. Folisan jest moim wybawicielem. Wiadomo, że po jednym razie włosek nie wyjdzie na wierzch ale przy systematyczności wszystko jest możliwe :) A więc w maju tego roku zaczęłam używać Folisanu. Pilarix - drugie opakowanie wylądowało na półce czekając na swoją kolej. Nawilżałam balsamami, robiłam peelingi, smarowałam Folisanem i dłubałam igłą. W końcu zdałam sobie sprawę, że to ja powoduję te gigantyczne czerwone krostki. Odkrycie :)

W końcu w połowie czerwca wzięłam się za moje nogi. Trochę poczytałam w internecie, rozejrzałam się w mojej domowej apteczce i obrałam sobie swoją taktykę. Pasowała do mojego trybu życia i dalej ją stosuję. Czyli dokładnie miesiąc.

  • złuszczanie - jak wiemy, jedną z lepszych metod jest peelingowanie nóg, aby włosek lepiej przebił się przez skórę. Ja do tego celu stosuję peeling od Balea. Może być każdy, ale pamiętajmy aby miał dosyć ostre kuleczki peelingujące. I jeśli macie rany, nie używajcie solnych peelingów! Ja mam już krostki pogojone więc dlatego używam takiego. Stosuję go co drugi dzień, na przemian z moją rękawicą do peelingu. Nalewam odrobinę olejku, bądź żelu pod prysznic i trę nogi. Pamiętajcie, że tarcie ma być ostre jak przy peelingu ale też róbmy to z głową aby nie pogorszyć stanu. Ja peelinguję każdą z nóg przez około 3 minuty. 
  • nawilżanie - tu również musimy stosować preparaty nawilżające aby zmiękczyć tą skórę, aby osłabiony włos mógł przebić się przez skórę. Ja używam tych trzech produktów. Oliwkę pielęgnacyjną stosuję zaraz po zabiegu depilacji. Czy używałam depilatora czy teraz kiedy znowu przerzuciłam się na maszynki - nie znam lepszego nawilżenia po zabiegu. Skóra szybciej się uspokaja i znikają szybciej czerwone krostki. Pilarix - znowu zaczęłam go używać i stosuję go po południu. Na czyste nogi nakładam krem mocznikowy. Najchętniej wtedy nakładam albo krótkie spodenki albo luźne dresy. Neutrogena - balsam ten jest ze mną każdego wieczoru, smaruje nim całe ciało i grubszą ilość nakładam na łydki. I tak każdego dnia ... 
 
  • dezynfekcja - po depilacji czy to depilatorem czy maszynką od razu myję nogi mydłem przepisanym mi przez dermatologa. Jest to Imex Syndet i jest to mydło przeznaczone do mycia twarzy :) Ponoć tu też się bardzo dobrze sprawdza ale ja osobiście na twarz go nie próbowałam. Następnie kiedy wyjdę spod prysznica przemywam łydki wcześniej już wspomnianą wodą po goleniu dla mężczyzn. Następnie używam żelu po goleniu od Balea. Jakiś czas temu kiedy używam tylko depilatora, ten żel w ogóle się nie sprawdzał ale kiedy używam tylko maszynki żel jak najbardziej na plus. 
  •  środki do punktowego nakładania - o Folisanie już wspominałam i chwilowo go odstawiłam, ponieważ moim największym problemem w chwili obecnej są blizny. Ale Folisan jak najbardziej na tak w walce z wrastającymi włoskami. Alantan plus - maść pewnie dobrze znana, ja kupiłam ją już parę lat temu na blizny po kurzajkach. Trochę leżała w apteczce aż w końcu znowu po nią sięgnęłam. Kiedy wcześniej używałam igły do wyciągnięcia włoska po zabiegu smarowałam poszczególne ranki. Niestety zaczęłam ją stosować trochę za późno i po starszych plamkach, zostały mi blizny. Maść propolisowa zakupiona w sklepie zielarskim za około 7 zł w celu walki z opryszczką na ustach. Ale maść świetnie sprawdza się na blizny. Maść ta przyspiesza odbudowę naskórka. Dla mnie jest rewelacyjna. Tania i dobra. Stosuję ją trzy razy dziennie. Rano, w południu po nałożeniu Pilarixu i wieczorem. Jedyny minus tej maści to brudzi ubranie i pościel. Radzę zakładać piżamę z długimi nogawkami :) Co zauważyłam - z tych blizn zaczynają mi wychodzić włoski. Niektóre są krótkie a niektóre są dłuższe. Nie ze wszystkich blizn oczywiście, ale z większości :)

Od jakiś dwóch tygodni przerzuciłam się na moje ulubione i sprawdzone maszynki jednorazowe. Do tego zakupiłam żel do golenia polecany przez kilka blogerek. Wiele razy czytałam, że jeśli ktoś ma problem z wrastającymi włoskami warto je trochę kilka razy wydepilować maszynką aby je wzmocnić i znowu wrócić do depilatora. Niektórzy twierdzą, że to mit, a nie którzy w zaparte wierzą, że to działa. Ja wiem jedno - na jakiś czas odstawiam depilator, może kiedyś do niego wrócę. Zdezynfekowany leży w pudełku. 

Podsumowując: 
Trzymam się kilku sposobów. Przede wszystkim złuszczanie, nawilżanie, dezynfekowanie. Na blizny stosuję systematycznie maści punktowe. Po depilacji staram się chodzić w krótkich spodenkach czy luźnych dresach. Odstawiłam igłę i pęsetę. Jeśli włosek ma wyjść to wyjdzie :) może potrwa to trochę dłużej ale nie będę miała ran, które sama sobie robiłam igłą. 

Efekty:
Po miesiącu stosowania mojej taktyki zauważam, że blizny zdecydowanie się rozjaśniły. A dla mnie to już jest ogromny sukces ponieważ śmiało mogę założyć krótkie spodenki i nie wyglądam jakby mnie kot podrapał :) Włoski same wychodzą na powierzchnię. Niektóre blizny poszły w niepamięć :) Jestem zadowolona ze stanu swoich nóg i nadal będę stosować powyższe podpunkty. 

Myślę, że przede wszystkim ważna jest silna wola jak i systematyczność. Nie gwarantuję, że ta metoda pomoże wszystkim. Na mnie działają akurat te kosmetyki i maści.
Powodzenia!


A teraz przedstawiam Wam mój nowy żel pod prysznic od Balea. Będąc tam na zakupach zauważyłam limitowankę i oczywiście nie mogłam przejść obojętnie :) Cena żelu to 0,55 euro. Niby jest o zapachu jabłka i melisy ale mi pachnie miętą :)


Miłego weekendu!

wtorek, 8 lipca 2014

Peeling solny do ciała od Balea - pachnie i ... działa!

Niedzielny post poświęciłam peelingom do twarzy, więc dziś polecę Wam rewelacyjny peeling solny do ciała. Długo poszukiwałam konkretnego zdzieraka w Niemczech. W Polsce uwielbiałam używać peelingów z Joanny w tych małych tubkach i szczerze to nie próbowałam innych :) Kiedy przyjechałam do Niemiec trafiałam na peelingi typu kizi - mizi. Czyli coś było ale mało konkretnego. W sumie na pewien czas starczały mi te produkty ale kiedy zaczął się mój problem z wrastającymi włoskami po depilatorze potrzebowałam konkretnego peelingu. I wtedy rozpoczęłam rozeznanie. Wiele z dziewczyn polecało z Alverde klik ale dla mnie to typowy średniak. Postanowiłam kupić solny peeling z trawą cytrynową od Balea. Kiedy poczułam jego zapach od razu chciałam go wypróbować!


Za co uwielbiam ten peeling? Przede wszystkim za to, że to zdzierak nie do zdarcia :) A poważnie mówiąc (pisząc) jest to najlepszy produkt jaki miałam do tej pory. Myślę, że śmiało mogę go postawić na pierwszym miejscu z produktów firmy Balea.

Kosmetyk zamknięty w poręcznym plastikowym słoiczku. Jak zwykle kolorystyka przyciąga oko ;) Pojemność to 250 ml a koszt 2,95 euro. Na allegro kosztuje około 16 zł. Skład ma całkiem niezły, znajdziemy tam przeróżne oleje między innymi z jojoby czy słonecznika. Znajdziemy również mocznik, cynk czy magnez. Używanie tego produktu to sama przyjemność. Zapach rewelacyjny - orzeźwiający, niechemiczny. Idealny na słoneczne dni. Działanie? Fajnie oczyszcza i zdziera naskórek pozostawiając skórę gładką i nawilżoną. Pozostawia na skórze lekko tłustawy film - co nie każdemu to pewnie odpowiada, mi to nawet pasuję. Raz w tygodniu wykonuję peeling całego ciała, a co drugi dzień produkt służy mi do walki z wrastającymi włoskami po depilacji więc używam go tylko na łydki i działa! Nie zapominajmy, że jest to peeling solny, więc jeśli mamy jakieś podrażnienia, strupki czy ranny nie używajmy go! Ja nawet kiedy mam na dłoni jakieś skaleczenie, że używam tego produktu. Kosmetyk jak najbardziej podbił moje serce i zdecydowanie trafia na listę moich ulubieńców. Z pewnością kupię go nie raz!



Jedynym minusem peelingu jest to, że często wylatuje mi między palcami i w całej kabinie pływają kawałki produktu. Ot takie marnotrawstwo.

Jak widzicie na ostatnim zdjęciu produktu zostało mi na kilka użyć. Pozytywne recenzje zbiera również peeling z Rossmanna Wellness&Beauty i chyba tym razem skuszę się na jego zakup i przetestowanie. Ale z pewnością nie raz jeszcze sięgnę po peeling od Balea.

Ja uciekam na dużą, gorącą kawę bo pogoda za oknem motywuje jedynie do spania pod kocem a pranie samo się nie poprasuje! :)

Powoli, małymi kroczkami powstaje post związany z problem wrastania włosków po depilacji. Pewien zarys już jest, ale chcę Wam przekazać to co ja zaobserwowałam, jakie błędy popełniałam i jak staram się z tym radzić. Więc zapraszam już niebawem!

Pozdrawiam!

niedziela, 6 lipca 2014

Co nam daje regularne peelingowanie twarzy? Peeling Balea z aloesem

Jak wiemy na rynku kosmetycznym jak i w gabinetach spotykamy się z dużą ilością peelingów do twarzy. Ale co to takiego i czemu się trąbi, że to takie ważne? 

Peeling jest to zabieg stosowany w kosmetyce i dermatologii polegający na usunięciu zanieczyszczeń i martwych komórek naskórka. Nasza skóra nieustannie wytwarza komórki, które produkują substancję wiążące wodę lub uszczelniające płaszcz lipidowy. Następnie obumierają i złuszczają się. Zastępowane są nowymi, dzięki temu skóra się regeneruje. Proces ten trwa około 28 dni, ale z wiekiem proces ten coraz bardziej się wydłuża. Skóra staje się szara, zmęczona i szybciej się starzejemy. Co nam daje regularny peeling? 
  • odblokowuje ujścia gruczołów łojowych
  • cera jest odświeżona i gładka
  • lepiej wchłania i przyswaja substancje stosowane po zabiegu
  • poprawia wygląd cery, jest zdrowsza i nabiera kolorytu
  • usuwa niechciane skórki, które z łatwością zobaczymy po nałożeniu makijażu
  • opóźnia proces starzenia się skóry
  • poprawia samopoczucie :) mam wrażenie, że coś pożytecznego zrobiłam dla swojego ciała :)
W zależności od naszej cery peeling powinniśmy wykonywać 1-2 w tygodniu. Ja przy mojej cerze tłustej wykonuję go dwa razy w tygodniu następnie nakładam maseczki. Kiedyś nie mogłam zmusić się do wykonywania peelingu twarzy. A jak w końcu go zrobiłam to na pewno nie był regularny :) Teraz kiedy wiem i przede wszystkim widzę jak pozytywnie moja cera się zmienia, nie wyobrażam sobie życia bez tego zabiegu. Obrałam więc taktykę, aby nigdy nie zapomnieć go wykonać, robię ten zabieg wieczorami we wtorki i soboty :) Taka moja mała dyscyplina, która co najważniejsze - sprawdza się :) 

Pamiętajcie, że peeling dobieramy do naszej cery i aktualnego jej stanu. Jak Wam przedstawiłam pozytywne skutki peelingów, tak jeśli używamy złych lub mamy opryszczkę, stany zapalne trądzik różowaty powinniśmy wystrzegać się peelingów. Trądzik młodzieńczy również zaliczany jest do przeciwwskazań. Jeśli posiadamy cerę wrażliwą bądź mamy problem z pękającymi naczynkami wystrzegajmy się peelingów gruboziarnistych. Zaopatrzmy się w enzymatyczne, drobnoziarniste. Po za tym , jeśli mamy problem z wyborem odpowiedniego peelingu warto skonsultować się z dermatologiem bądź kosmetyczką.

Peelingi możemy wykonywać o każdej porze dnia czy roku. Pamiętajmy jednak, że zimą nie powinnyśmy wykonywać peelingów zaraz przed wyjściem. Żaden krem czy makijaż nie ochroni nas przed zewnętrznymi czynnikami atmosferycznymi. Ja jestem zwolenniczką robienia peelingu na wieczór, kiedy wiem, że nigdy już nie wyjdę i moja cera może uspokoić się po zabiegu. 

Aktualnie stosuję kremowy peeling od Balea do każdego rodzaju cery z aloesem. Naczytałam się o nim samych pozytywów, więc i ja postanowiłam go wypróbować. Niby wszystko jest ok, ale ciągle mam jakieś ale co do tego peelingu :) Przyznam się, że już dawno chciałam zrobić recenzję tego produktu. Ale wciąż go testowałam, obserwowałam moją twarz i sama nie wiedziałam co konkretnego mam Wam przekazać.


 
Produkt schowany jest w miękkiej tubce o pojemności 75 ml. Jest lekko przezroczyste, dzięki temu widzimy ile produktu nam jeszcze zostało. Z tego co zauważyłam w DM producent zmienił trochę opakowanie a raczej grafikę. Nie wczytywałam się czy skład został ten sam czy tylko zostało zmienione opakowanie. Przy mojej cerze stosuję go dwa razy w tygodniu. Zawiera Hydro-kompleks który zapobiega utracie wilgoci. Znajdziemy w nim również ekstrakt z alg. Faktycznie, po spłukaniu peelingu wodą, cera pozostaje nawilżona i lekko tłusta. Nie każdemu przypadnie to do gustu. Peeling posiada kremową konsystencję z milionem drobinek. Są małe ale ich jest na prawdę spora ilość. Jest bardzo wydajny, wystarcza mała ilość aby dokładnie złuszczyć naszą skórę. Ja walczę z zaskórniakami, nie mam już czerwonych wyprysków. Więc spokojnie mogę używać takiego konkretnego zdzieraka. Śmiało go tak mogę nazwać, bo to chyba najostrzejszy peeling jaki używałam do tej pory. I niestety moja cera po nim jest czerwona i podrażniona. Lecz nie na długo. Po zastosowaniu maseczek skóra jest już uspokojona. Chociaż znalazłam sposób aby w ogóle nie pojawiły się podrażnienia. A mianowicie staram się używać tego peelingu pod prysznicem kiedy moja cera jest lekko rozpulchniona. Wtedy też nie mam uczucia, że coś ostrego drapie moją skórę :) Cera po nim jest odświeżona. gładka, nawilżona. Jeśli ktoś oczekuję ostrego peelingu jest to produkt w sam raz. Czy ja ponownie się na niego skuszę? Mimo niskiej ceny bo to koszt około 2-3 euro chyba jednak nie. Produktowi nic nie brakuję, ale ciągle pozostaje jakieś ale :)

Peelingi, do których z chęcią wracam:
  • Lirene gruboziarnisty - w takim fioletowym opakowaniu
  • Eucerin DermoPurifyer do cery tłustej i zanieczyszconej
  • Neutrogena z ekstraktem z limonki i mandarynki - aktualnie czeka w koszyku na swoją kolej :)

A to moja kolekcja maseczek do twarzy, które zawsze używam po wykonanym peelingu. Znajdziemy w niej parę ulubieńców jak np. maseczka z Rival de loop Pure Skin, lub bubli do których już nie wrócę np. maseczka od Balea Glucksmomente Maske.


Udanej niedzieli i nie zapomnijcie o peelingach :)!


wtorek, 1 lipca 2014

Czerwcowe zachciewajki

W końcu nadchodzi do nas pogoda typowo wakacyjna i temperatury mają sięgać 30 stopni :) Już dziś chłodzę się suszoną miętą z cytryną i zabieram za codzienne obowiązki jak i przyjemności :) Sama lubię przeglądać zakupy kosmetyczne na innych blogach i ja postanowiłam się z Wami podzielić moimi nowościami czerwcowymi. Niektóre z nich były moimi zachciewajkami inne kupiłam z konieczności bo stare produkty sięgały dna. Kosmetyki, które Wam pokazuje to dla mnie same nowości z wyjątkiem antyperspirantu Garnier, który już Wam recenzowałam :)

Zakupy zrobiłam w czterech sklepach: Dm, Rossmann Aldi oraz Lidl :) Nie wiem czy wyszło to już w Polsce ale obecnie w niemieckich Lidlach coraz więcej jest kosmetyków do pielęgnacji ciała czy twarzy. Kiedy robiłam tam cotygodniowe zakupy skusiłam się na koncentrat do rąk (0,85 euro) oraz maseczki do twarzy, każda po 0,45 euro. Jedna jest nawilżająca z aloesem i olejem z jojoby, natomiast druga z olejem z winogrona oraz kwasem hialuronowym.

W Aldi zakupiłam olej z drzewa herbacianego. Już jakiś czas temu chciałam go mieć, ale jakoś nie wpadał w moje ręce, za małą buteleczkę zapłaciłam 4-5 euro. 

W Rossmannie zakupiłam krem do twarzy na noc w promocyjnej cenie za 1,99 euro.

I przechodzimy do DM, gdzie właśnie tam zakupiłam moje zachciewajki :) Na pomadkę z P2 polowałam już dłuższy czas więc jak ją tylko zobaczyłam od razy wrzuciłam do koszyka! Cena to 2,75 euro. Już w połowie zużyty peeling do ciała z trawą cytrynową i jestem w nim zakochana! Uwielbiam jego konsystencję, zapach i przede wszystkim to, że złuszcza naskórek! Koszt to 2,95 euro. Pęseta - postanowiłam kupić nową bo moja urywała rzęsy, niestety produkt z Ebelin również powoduje urywanie włosków. Cena 1,95 euro. Kolejna pomadka do mojej skromnej kolekcji od Alverde. Bardzo podoba mi się kolor i utrzymuje się dość długo - 3,45 euro. Po zakończonej przygodzie z masłem kakaowym od Balea przyszedł czas na zwykły balsam o zwykłym zapachu :) Wybór padł na balsam do skóry suchej od Neutrogeny - 3,95 euro. Mój pierwszy w życiu bronzer od Alverde - 3,95 euro. Parę razy już go użyłam i wiem, że od teraz to podstawa mojego makijażu :) Lakier z Catrice - 2,75 euro. Bardzo podoba mi się ten odcień czerwieni. Dwa produkty do pielęgnacji twarzy z firmy AOK - żel oraz tonik to cery mieszanej i zanieczyszczonej. Każdy po 2,95 euro.  Oraz na koniec lubiany przeze mnie antyperspirant w kulce od Garniera recenzja, koszt około 1,85 euro. 


Na lipiec zaplanowałam zakup kilku nowych produktów ale już pierwszego dnia nie mogę szaleć :) Zastanawiam się dobrym pędzlem do bronzera. Może Wy macie sprawdzony i godny polecenia?

Upolowałyście coś fajnego w minionym miesiącu? 

Miłego dnia!